Zgubne Skutki Bólu Głowy


 

    Ciszę czasem po prostu czuć. Mówi się też o ciszy przed burzą, kiedy w powietrzu wisi nadchodzący terror, gdzieś ludzie przezornie stawiają świeczki na parapetach. Jedna z tych cichych nocy wydała swój wyrok i zaprowadziła nas do niepozornego, dwupokojowego mieszkania na starówce. Mieszkanie po dziadkach, którzy chyba nawet po śmierci z domu się nie wyprowadzili, a może to tylko zapach po nich pozostał. Zapach i skrzypienie starych mebli, na których wymianę nie znalazło się funduszy. Zapach, skrzypienie starych mebli i można by przysiąc, że czasem w nocy słychać kaszel osoby, która powoli gnije od środa, trawiona przez raka. A może to po prostu słychać kaszel sąsiada-palacza. EKH EKH EKH. Przeklęty kaszel obudził Alexa Niesiołowskiego, aktualnego właściciela mieszkania. Był on jedynym pretendentem do niego, jako, że dziadkowie mieli tylko jedno dziecko, które później dało im jednego wnuka. Jak wygodnie, nawet nie musiał ich nigdy odwiedzać, żeby się podlizać. EKH EKH EKH. Znowu kaszel, koniec spania na teraz. Jedyne co Alex widział w środku nocy to delikatna niebieska łuna księżyca przebijająca się przez zasłonki. Z wygody spał w salonie, dwie sypialnie zamieszkane były głównie przez graty, których nigdy nie posprzątał, tylko dlaczego jedne drzwi są uchylone. Alex przyglądał się im przez chwilę. Mrugnęły wściekle żółte oczy zza drzwi, właściciel domu poczuł ukłucie przerażenia w klatce piersiowej, nie jest sam! Zerwał się z łóżka, zawroty głowy dopadły go momentalnie, co ma robić w tej sytuacji?


- Halo? Kto tam jest? – zapytał drżącym głosem, ale nikt mu nie odpowiedział. Widział ciągle te ślepia wpatrzone w niego.

- Nie mam nic cennego w domu, wyjdź proszę... - błagał szukając jednocześnie czegokolwiek, za co mógłby się złapać jak za deskę ratunkową. Oczy nie przestały w niego się wpatrywać. Obok nich zapaliły się kolejne ślepia, równie wściekle żółte i jakby bardziej kocie. Alex osunął się na podłogę, nie był w stanie już nic z siebie wykrztusić, ani zrobić. Tak siedział i patrzył na te oczy, a one patrzyły na niego. I tak do rana, kiedy Alex się ocknął, dalej w pozycji siedzącej, oczy zniknęły, drzwi do sypialni były zamknięte.

    Niesiołowski Alex, lat 26, był bardzo spokojnym człowiekiem. Uczono go, żeby był zawsze miły, uśmiechnięty i, przede wszystkim, uprzejmy. Nietaktem było okazywanie złości, a w przypadkach konfrontacji radzono mu po prostu odpuszczanie drugiej osobie. Niech inni wygrywają, najważniejszą wartością było życie tak, aby nikogo nie rozzłościć, czy też kiedykolwiek postawić na swoim. Łatwo sobie wyobrazić, że prowadzi to do wstrzymywania w sobie dużych pokładów nienawiści, które w żaden sposób człowiek nie wie jak z siebie wyrzucić. Także ta nienawiść sobie spokojnie gnije w środku, niszcząc każdy organ i zatruwając każdą myśl swojego właściciela. Gdyby wierzyło się w takie rzeczy, można by też dojść do wniosku, że właśnie tak się rodzą się demony w głowie. Pytanie tylko, co stanie się, gdy te demony znajdą wyjście ewakuacyjne. No ale oczywiście nie wierzymy w demony żyjące w ludziach, to byłoby bardzo nierozsądne, nietaktowne wręcz.

    Alexa ciągle bolała głowa. Gdyby miał określić swój stan w skali od jednego do dziesięciu, byłoby to sześć, ból który nie jest jakiś mocny, czy dotkliwy, ale swoim uporem nie daje mu normalnie funkcjonować. Ból ten doskwierał praktycznie codziennie, jak wstawał rano, jak pracował, jak wracał do domu, jak próbował cokolwiek zrobić ze swoim wolnym czasem, jak szedł spać. Jedno co Alex wiedział o swojej najbliższej przyszłości to to, że będzie go boleć głowa. Często starał się znaleźć przyczyny, chodził po lekarzach, próbował faszerować się lekami, nawet próbował bardziej niekonwencjonalnych metod, typu naturalna medycyna dalekiego wschodu. Wszystko przynosiło ulgę, lecz tylko na chwilę, ból niedługo wracał, jakby wyjechał tylko na krótki urlop. Może tym czasie zwiedzał inne głowy, ale wracał, bo nigdzie nie jest tak dobrze, jak w domu, u Alexa. Także próżno było szukać przyczyn zdrowotnych jego bólu, może po prostu on tak ma i już. Do tego jesień, pora jesienna miała to w sobie, że bóle narastały, może wynikało to ze spadających temperatur, może z idei końca wakacji, których Alex i tak już od wielu lat nie miał, ale wciąż za nimi tęsknił. Może to fakt, że wszystko dookoła powoli umierało, liście próchniały, a wraz z nimi znikało poczucie ciepła, bezpieczeństwa. W jesień Alex chciałby zwinąć się w kulkę i przeczekać ten pogrzeb natury, aż do jego zmartwychwstania za pół roku. I tak od nowa.

    W jeden z tych jesiennych dni, kiedy przechadzał się bez celu po sąsiednich osiedlach natrafił na coś nowego. „Leki z Dawnych Lat" głosił szyld, pewnie jakaś kolejna modna medycyna naturalna, ale w sumie dlaczego by nie spróbować. Po wejściu oczy atakowane były wszechobecną tandetą, jakby sklep stylizowany był na rodzimą wersję magicznego sklepiku z Chinatown z filmu z lat dziewięćdziesiątych. Nawet starsza Pani za ladą się zgadzała. Za nią Alex zobaczył lekko uchylone drzwi na zaplecze i, mógłby przysiąc, że na chwilę zobaczył tam te same oczy, co z tej feralnej nocy w swoim mieszkaniu. Przywidzenia ze zmęczenia.

- „Kochany, czym mogę Ci pomóc, mamy promocję teraz na specjalne zioła, zapali je Pan w domu, odgonią wszelkie dybuki, skrzaty i poskromi pięć gie.", uśmiech na twarzy starszej Pani miał zapach rosołu w niedzielne popołudnie.

- „Nie wiem sam, boli mnie głowa od zawsze, w tym sklepie jeszcze nie byłem.", lekko zmieszany Alex zrobił krok do tyłu, przez co wpadł na jedną z dziesiątek szaf w ciasno zawalonym sklepie, na głowę spadła mu wiklinowy kosz. Nie było mu w nim do twarzy.

- „Ja już wszystko wiem. To nie głowa Pana boli, a świat Panu doskwiera, w ciasnych pasach zaciśniętych na całym ciele przyszło Panu żyć. Mam coś na to.", kobieta sięgnęła po małe zakurzone pudełeczko i wcisnęła do rąk klientowi. „Proszę nałożyć je na plecy, rurką ściągnąć powietrze, pójść spać na brzuchu, zapewniam, że rano będzie Pan innym człowiekiem."

- „Ile mam zapłacić?" – „Wie Pan co, wypróbuje to Pan i przyjdzie zapłacić, ile będzie Pan uważać za stosowne".

Takiego sposobu rozliczania się jeszcze Alex nie doświadczył, ale przynajmniej łatwiej będzie zwrócić niechybnie nadchodzące rozczarowanie.

    Wieczór. Wieczór. Wieczór. W pudełku były cztery małe szklane dzwoneczki, z małym otworem na końcu kielicha, widocznie tędy trzeba „ściągnąć powietrze". Alex spojrzał na te dzwonki, później na swoje zmęczone odbicie w lustrze. Za oknem padał deszcz, przez chwilę wydawało mu się, że to ktoś do szyby puka, a zaraz w kąciku oka znowu dostrzegł te żółte oczy. Wyrwało go to z zamyślenia, przestraszony zrzucił zakup na podłogę. Nic się im nie stało, oczy też gdzieś zniknęły. Co mi tam, spróbujemy, pomyślał i przyczepił dzwonki do pleców najmocniej, jak mu płuca pozwoliły. Nie spodziewał się, że będą mu tak ściągały skórę na plecach, na uśmierzenie nowego bólu wypił przypadkiem znalezione resztki wina i, zgodnie z instrukcją, położył się na plecach.

    Noc. Noc. Noc. EKH EKH EKH. Znowu ten parszywy kaszel. Alex otworzył oczy, a przynajmniej tak mu się wydawało. Jednocześnie widział z ukosa swój salon, a przy tym mógłby przysiąc, że ciągle śpi. Znowu drzwi do pokoju są otwarte. Spróbował podnieść się, ale jest sparaliżowany, nie może ruszyć nawet na centymetr. Co jest? Znowu zobaczył oczy w otwartych drzwiach, czy one się z niego śmieją? W panice zaczął się trząść, ale to tylko jego wyobraźnia ruszała się, ciało wciąż leżało jak kłoda. Oczy weszły do salonu, są coraz bliżej. Dlaczego jest tu tak ciemno? W ogóle nie widać, co kryje się za tymi. Już są przy łóżku. Czy to czuć zapach spalenizny? Siarki? Uduszę się tu, pomocy! Myśli krzyczały, ciało cierpliwie czekało. Poczuł, że coś musnęło go po udzie. Błagam... Poczuł ucisk na plecach, Coś wielkiego na niego weszło. Waży z tonę, śmierdzi jak spalone zwłoki. Duszę się, pomocy, uratujcie mnie! To Coś złapało za dzwonek, wyrwało go i wbiło jakby szpilkę w pozostawione po nim puste miejsce, powtórzyło czynność z każdym z pozostałych trzech dzwonków. Ciężar jest coraz większy, Alex czuje, że za chwilę się złamie, z bólu i przerażenia poczuł, że puścił mu pęcherz. Co się dzieje ze mną! Próbował oglądać się na boki kiedy Coś złapało go za włosy. Podniosło mu głowę i Alex w końcu zobaczył.

    Zobaczył siebie leżącego na łóżku w salonie z wielkim, skrzydlatym, człekokształtnym stworem, który przykucnął mu na plecach, tylko dlaczego czuje się jakby widział to z perspektywy otwartej sypialni. Stwór odwrócił się w jego stronę, zamiast oczu miał te dzwonki, tylko wypełnione cieczą podobną do ropy. Uśmiechnął się.

- „Dzięki za podwózkę", powiedziała zjawa głosem przypominającym czynność wymiotowania, podeszła do sypialni i trzasnęła drzwiami. Ciemność i cisza.

    Alex wstał rano, był znowu w swoim łóżku. Zmarnowany, czuł się jakby, hm, no tak, jakby stał na nim wielki demon. Chwila, dzwonki są wciąż na swoim miejscu, poczuł je pod palcami, oczywiście, że to był tylko sen. Wstał, wyprostował się, tak, to był bardzo dziwny i nietypowy sen. W drodze do łazienki dokonał jednak niesamowitego odkrycia, głowa przestała go boleć. Nagle cały ciężar z niego spadł, jakby tak naprawdę spał jak niemowlak. Czuł prawdziwy błogostan, ciszę, brak jakichkolwiek ucisków. Jak tak dalej będzie to chyba będę musiał wręcz zapłacić za ten sprzęt. Uśmiechnięty poszedł do zlewu kontynuować poranną toaletę, ale czuł, że to początek czegoś wspaniałego. Tylko chyba zaczyna go łapać jakiś kaszel. Wyrwało mu się głośne EKH EKH EKH. Pewnie od tych dzwonków musiało go w nocy przewiać, wciąż jest to dość niska cena, jeżeli rzeczywiście ma go w końcu przestać boleć głowa, detal wręcz. Tym razem czuje, że jest inaczej, to może być permanentne rozwiązanie, czuje brak złości w swojej głowie, może właśnie to było cały czas źródłem jego bólu. Czuję się tak dobrze, że chyba dzisiaj w pracy w końcu poproszę o tą przeklętą podwyżkę. W sumie nie rozumiem, dlaczego do tej pory tego nie zrobiłem, po co się bać, przecież nie zwolnią mnie za taką prośbę. Uśmiechnął się do siebie w myślach, to będę nowy ja. W końcu wziął szczoteczkę do zębów, nałożył pastę i spojrzał w lustro. Zobaczył swoją twarz, tylko, że zamiast oczu miał dzwonki wypełnione cieczą podobną do ropy.