Nie Moja Wina


 

     Noc. Padający śnieg, lekki wiatr delikatnie nim kołysał na wszystkie strony, jakby chciał się upewnić, że już będzie spać, jak dosięgnie podłoża. Pusta ulica. Nie do końca pusta. Gdzieś pod samym miastem jedzie samochód, długimi światłami rozgania mrok. W środku słychać grające radio, z jakiegoś powodu didżej postanowił, że do tej pory dnia i roku najbardziej pasować będzie plażowa muzyka. Kierowca, Jarosław Tkaczuk, pędził przed siebie bez konkretnego celu, chciał być wszędzie, tylko nie tam, skąd jedzie. Jedzie otóż z domu całkiem mu wrogiemu, zawalonego setkami książek i prac naukowych. Jarosław bowiem jest człowiekiem, który poświęcił swe życie nauce, za wszelką cenę chcąc dokonać jakiegoś epokowego odkrycia. Do tej pory jedynym jego wnioskiem było to, że dokonanie epokowego odkrycia jest jedynie o jeden mały krok od niemożliwego, mała wartość po przecinku, szanse równe wygraniu w totka dwa razy pod rząd. Także co mu szkodzi tak pędzić w środku nocy, i tak nikt na niego nie czeka, no może oprócz kolejnych książek grzecznie leżących i wyglądających na swoją kolej, by szukać w nich tajemnic do tej pory nie odkrytych przez nikogo. Co jeżeli nigdy mu się nie uda, co jeżeli swoje prawie czterdziestoletnie życie spędził na gonitwie za mirażem, jeżeli umrze sam, a pamięć o nim ulotni się razem z jego ostatnim tchem. Zniknie jak jeden z tych płatków śniegu, który dotarł do betonowego kresu swej drogi.


    Ile to już jechał, godzinę, dwie, dziesięć minut, a może kilka dni, Jarosław zdaje się, że już nie miał mentalnych narzędzi, żeby takie rzeczy kojarzyć, może tak naprawdę to nie chciał pamiętać, tak samo jak tego, kiedy ostatnio widział, czy rozmawiał z inną istotą ludzką. Ludzie tylko przeszkadzali mu w pracy, rozpraszali swoimi trywialnymi, przyziemnymi sprawami. „Ogarnij się Jarek", słyszał od strażnika swojego fizycznego więzienia. „Posprzątaj tutaj, piwnica wygląda, jakby mieszkał w niej rupieciarz", beształ go drugi strażnik. „Miałeś się dorzucać do wydatków", dokładał pierwszy, jakby go interesowały takie bzdety, jak pieniądze. Po kolejnej serii obelg, jakie musiał co rusz wysłuchiwać na swój temat, w końcu czara goryczy się przelała i wyruszył na nocną wyprawę donikąd. Samochód miał, starego rzęcha, którego potrzebował żeby transportować książki pomiędzy domem, a biblioteką. Poza tym w komunikacji miejskiej nie był mile widziany. Kiedy Jarosław w głowie układał tysięczny scenariusz, co zrobi, jak stanie się znany i bogaty, co było jego drugą pasją, zobaczył przy drodze sylwetkę ludzką, która kciukiem dawała do zrozumienia, że byłoby ok, gdyby ktoś ją podwiózł. Co za przygłup w taką pogodę może podróżować stopem, niech zna łaskę pańską, pomyślał Tkaczuk i zatrzymał samochód. Postać wsiadła do środka.

    Jarosław zmierzył autostopowicza wzrokiem, była to kobieta schowana pod wielkim płaszczem i ciemnymi okularami. Ręce cały czas trzymała w kieszeniach płaszcza. „Dokąd to jedziemy w ten piękny dzień", Jarosław Tkaczuk starał się naśladować taksówkarza, chyba nawet próbował włączyć niewidzialny taksometr. „...", kobieta nie odpowiedziała nic, zdaje się, że bez żadnego celu patrząc przed siebie. „Halo, zapytałem się Pani o coś?".

- „Czy jestem piękna?", zapytała kobieta.

- „Przepraszam?", Jarosławowi wydawało się, że się przesłyszał. Nawet jeżeli nie przesłyszał się, to nie umiałby odpowiedzieć na te pytanie. Jest człowiekiem nauki, a takie przyziemne rzeczy, jak fizyczne powłoki ludzi go nie interesowały.

- „Czy jestem piękna?", ponownie zapytała kobieta.

- „Proszę Pani, ja nie gram w takie gry, chciałem być miły i podwieźć autostopowicza, jak nie umie Pani docenić gestu to muszę poprosić o wyjście". Jarosław nie wiedział jak się zachować, także chciałby jak najszybciej pozbyć się problemu.

- „Zła odpowiedź."

    Jarosław poczuł, że coś go ścisnęło za serce, to co zobaczył, to swoją pasażerkę, która wyjęła rękę i trzymała w niej garść czerwonych sznurków. Zszokowało go, że jeden z tych sznurków prowadził... do niego? Podczas gdy reszta wychodziła poza samochód, jakby w powietrze.

„Co się dzieje?!", zawołał z przerażeniem, „kim jesteś i czego ode mnie chcesz?!", ból sprawił, że zaczął skomleć. Nagle nie był już w swoim samochodzie, stał w ciemnym pomieszczeniu, tak czarnym, że nie był w stanie ocenić wielkości pomieszczenia, ani zobaczyć, czy cokolwiek się w nim znajduje. Równie dobrze mógł być teraz w wielkim hangarze podczas gdy czuł się jakby wylądował w trumnie zakopanej wiele metrów pod ziemią. Pojawiła się przed nim jego pasażerka, tylko teraz wydawało się jakby miała co najmniej trzy metry wysokości i dziesiątki rąk trzymających tyle samo sznurków. Widok każdego sznurka wzbudzał w nim niewytłumaczalną panikę. Twarz postaci nie miała ust, oczy natomiast wyglądały jakby zszył je najgorszy chirurg świata. Płaszcz teraz był gnijącą powłoką, bardziej pancerzem, niż okryciem przed wiatrem. Jarosław oniemiał. Przysiągł sobie, że jeżeli tak wygląda podwożenie, nigdy więcej nie weźmie żadnego gapowicza. Postać wyciągnęła zza pleców ostatnią rękę, ta trzymała wielkie nożyce, jakby właśnie miała uroczyście otworzyć nową fabrykę włóczki. Ból ustał. Jarosław złapał oddech i mógłby na trzeźwo ocenić co dalej, gdyby nie to, że stał przed nim demon, albo coś równie nieprawdopodobnego. „Czego ode mnie chcesz?", resztki odwagi pozwoliły mu jedynie powtórzyć pytanie, choć bardziej brzmiało to jak ciche echo. Postać skierowała na niego nożyczki, po czym wprawnym ruchem przecięła jeden ze sznurków.

Snop światła uderzył w Jarosława, który nagle przed sobą zobaczył siebie, dużo młodszego, który stał tuż obok, a jednocześnie całe lata od niego. Ale to musiał być on, twarz z tym samym grymasem, tylko bez zmarszczek, skóra i ciało jeszcze nie zniszczone przez lata przesiadywania nad książkami. W zasadzie to przypominało jego prawdziwe wspomnienie, pamięta nawet te ubrania, które ciągle trzyma w szafie, to musi być jakaś sytuacja ze studiów, kiedy nad życie pokochał siedzenie w bibliotece. Nie pamięta tylko książki, którą właśnie czytał, ale to było chyba coś o Japońskich mitach i legendach, coś w tym stylu. Patrzył jak książka upada na podłogę, młodszy Jarosław schylając się uderzył głową o głowę dziewczyny, która również chciała ją podnieść. Ale wstyd. Pamiętał tę sytuację. Zaczęli ze sobą rozmawiać, tematy same przychodziły jeden po drugim, niesamowite to było uczucie. Tylko co się wydarzyło potem? Wspomniała, że musi pójść do łazienki, ale był przekonany, że jak wróci to chętnie wyjdzie z nim na piwo. Tylko, że nigdy nie wróciła do niego, musiała się ulotnić, pewnie tylko ze nim igrała. No i tak, jak Jarosław próbował sobie przypomnieć, co było dalej, wizja dziewczyny wstała od biurka, powiedziała parę słów do jego młodej wersji i poszła w kierunku łazienki. Wspomnienie przeskoczyło do wnętrza łazienki, dziewczynka stała przy lustrze i myła ręce. Jarosław widział jak wzięła trzy głębokie oddechy i powiedziała „dasz radę, pójdziecie na piwo i nie powiesz nic głupiego tym razem". Odwróciła się od lustra i stanął przed nią demon autostopowiczki. Zanim zdążyła krzyknąć, Jarosław usłyszał świst nożyczek, które przeszyły jej szyję, aż wbiły się w lustro. Ciało chwilę wiło się w torsjach, po czym na zawsze ustało w żałosnej pozie. Demon pogładził ją po włosach po czym oboje rozsypali się w popiół.

    Jarosław znowu był w ciemnym pokoju, które przytłaczało go jak wizja własnego pogrzebu. „Co jest, czy to Twoja sprawka, czy to mi się tylko śni, błagam?" wycedził przez łzy. Demon nie odpowiedział, nie miał przecież ust, wyciągnął tylko przed siebie kolejną rękę ze sznurkiem, po czym go przeciął. Wylądował w kolejnej wizji, tym razem był parę lat starszy, rozmawiał ze znajomym profesorem z zagranicy, bardzo dobrze go pamiętał. Miał mu przecież przywieźć rzadką księgę o... no tego to już nie pamiętał, ale był pewien, że to zapowiadało przełom w jego badaniach. Będąc jeszcze w szoku spowodowanym widokiem tamtej dziewczyny z rozszarpanym ciałem nie był w stanie przypomnieć sobie wszystkich detali. Miał wiele żalu do tego profesora, wziął od niego wiele pieniędzy, praktycznie wszystkie oszczędności, mówił, że potrzebuje na łapówki, po czym nigdy się nie odezwał. Siedzieli i rozmawiali z jednej z tych modnych wtedy kafejek z Sziszą, tak chciał z klasą ugościć nowego znajomego. Starszy Jarosław obserwował jak pożegnali się, po czym gość wstał ze zwitkiem pieniędzy i poszedł w ciemność ku swojemu hotelowi. Wizja opuściła młodszego Jarosława i podążyła za zagranicznym profesorem. W jednej z mniej uczęszczanych alejek jego wzrok przyciągnęło nietypowe graffiti na ścianie bloku. Wydawało się być jak wyrwane z jednej z książek które badali. Starszy Jarosław był świadkiem jak powoli cień wyszedł z graffiti, otrząsnął się z kredy i, tak, to był znów ten sam demon! Zagraniczny gość z szoku i przerażenia padł na ziemię, co sprawiło, że nożyczki przecięły jedynie powietrze, jednak z drugim świstem pewnie wbiły się od góry w czaszkę nieszczęśnika, jakby został nadziany na pal. Demon podszedł do zwłok, pogładził je po włosach, po czym oboje zmienili się w popiół.

Jarosław nie wierzył w to co widzi, czyli wszystkie jego nieszczęścia, całe pasmo niepowodzeń, jak można by podsumować jego dotychczasowe życie, to efekt działania tego czegoś, demona, którego widzi po raz pierwszy w swym życiu? Co ja takiego niby zrobiłem, płakał w myślach i na zewnątrz. Ale dlaczego ten potwór ma kolejne kilkadziesiąt sznurków? Czy to znaczy, że tak wiele szans miałem na dokonanie czegoś znaczącego, a wszystko zostało mi odebrane, jakby to miał być tylko żart, wściekłość opanowała Jarosława całkowicie, już nie widział na oczy. Wstał.

- „Czy jestem piękna?" – zapytała zjawa.

- „Nigdy Ci tego nie wybaczę!" – powiedział Jarosław, po czym znalazł w sobie wystarczająco dużo sił, żeby rzucić się przed siebie, wyrwać wielkie nożyczki i wbić je w okolice serca demona, o ile ono miało cokolwiek w środku. Nożyczki zahaczyły i rozpruły w powietrzu wszystkie sznurki. Tkaczuka jednocześnie opanowały dziesiątki wizji, nagrody naukowe, które miały być mu nadane, roześmiane dzieci, które uważały go za najlepszego ojca w historii, sława, pieniądze, miłość, wszystko przychodziło i równie szybko znikało, ponuro i metodycznie zabijane przez jego oprawcę. Opanowała go ślepa nienawiść.

- „Mogłem mieć prawdziwe życie, gdyby nie Ty!" – Jarosław wepchnął ostrze jeszcze głębiej, w wyniku czego demon z bólu rozdarł szwy i otworzył oczy, w których naukowiec zobaczył siebie i pękający sznurek prowadzący do jego własnego serca. Poczuł śmiertelny ból, który w świecie rzeczywistym oznaczał samochód wpadający z impetem w drzewo zgniatając przy tym kierowcę na miazgę.

Gdyby nie Ty.